Synu, będziesz się smażył…
Po raz pierwszy tego lata wybrałem się dziś w pełnym kapłańskim umundurowaniu do centrum Krakowa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ruszałem się w habicie gdzieś poza teren parafii. Żar lejący się z nieba jest chyba w te wakacje dostatecznie dobrym uzasadnieniem sięgania w tym czasie tylko po koszulę z koloratką. Dziś jednak służbowo, bo i sprawy służbowe…
Niemal wszędzie, gdzie przechodzę widzę litujące się nade mną spojrzenia przechodniów. Mnie chyba też wzruszyłby widok dużego zakonnika, co kilka chwil ocierającego chusteczką z czoła kolejne krople potu. Taki upał, a on w czarnym – myśli niejeden. Tylko siostry zakonne rozumieją człowieka. Szczególnie te tzw. zabudowane czyli noszące nad głową charakterystyczne ciasne welony, przypominające karmniki dla ptaków.
Na Basztowej wsiadam do tramwaju. Za mną kobieta z kilkunastoletnim chłopcem. Choć mówią cicho, doskonale słyszę ich rozmowę:
– Adaś, zobacz. Jeśli pójdziesz do seminarium, będziesz musiał smażyć się w takiej czarnej sukience.
– Ale mamo, przecież ja chcę iść do dominikanów, a oni noszą białe habity.
– To może od razu idź na papieża, on też w białym chodzi – skwitowała kobieta.
Ot, taki krótki tramwajowy dialog matki z synem rozwiał wszelkie moje wątpliwości, a przy tym dał odpowiedź na pytanie o to, dlaczego dominikanów jest więcej niż pijarów. A więc o to chodzi… 🙂