Warto czasem zabawić się w detektywa…

Nie będę udawał, że tegoroczne wakacje minęły mi tylko na modlitwach, medytacjach Pisma św., lekturze książek z duchowości i innych pobożnościach. Tak nie było. I choć wspomnianych praktyk nie zabrakło (nie wyobrażam sobie np. nie sięgać codziennie do Biblii), to jednak znalazł się czas także na inne – bardziej przyziemne – rzeczy. Na przykład na lekturę kilku książek o tematyce politycznej.

Dziś słów kilka o jednej z nich. Tytuł – uprzedzam – dość prowokacyjny i chyba jednoznaczny: ,,Czas dobrej zmiany – jak rodzi się rewolucja.” Książka jest zbiorem wywiadów z ponad dwudziestoma osobami w różny sposób zaangażowanymi w sprawy Polski. Większość z nich to oczywiście politycy. Ale nie tylko. Są w tym gronie także prawnicy, pani socjolog, nawet jeden teolog – dominikanin. Akurat wywiad z nim najbardziej mi się spodobał.

Mam oczywiście swoje sympatie polityczne (dlaczego miałbym ich nie mieć? Przecież jestem pełnoprawnym obywatelem i nikt mi praw tych nie odebrał ani mnie w nich nie zawiesił), ale książkę czytałem głównie pod jednym – innym niż zwykle – kątem.

Tutaj mała dygresja: W zeszłym roku czytałem wspomnienia sekretarki Hitlera i wyczytałem tam, że ten zbrodniarz czasami zachowywał się jak człowiek, np. dawał kobietom kwiaty. Kiedy opowiedziałem o tym na jednym z kazań (idealnie pasowało to wtedy do treści Ewangelii), jakaś starsza pani przyszła do zakrystii, by mi za to podziękować. Powiedziała: Widzi ojciec, dzięki temu kazaniu zrozumiałam, że nawet w najgorszym człowieku zawsze trzeba szukać dobra.

No właśnie: szukanie dobra. Właśnie taka intencja towarzyszyła mi w czasie lektury wspomnianej książki. To oczywiste, że jako chrześcijanin i kapłan nie mogę zgodzić się np. na powszechny dostęp do aborcji (jedna z rozmówczyń mocno w tej książce taki pomysł forsuje), ale czytając jej wypowiedzi próbowałem szukać w niej czegoś pozytywnego. Jeśli nie w jej toku myślenia i nie w programie jej partii (nie daj, Boże, żeby taki gniot programowy miał kiedyś wyznaczać kierunek zmian w naszej Ojczyźnie), to przynajmniej w tym, że całkiem ładnie się ta pani wypowiadała, miała szeroki zakres słownictwa, orientowała się w historii Polski i czasem coś z humorem powiedziała.

Bo zawsze jest tak, że w każdym człowieku można znaleźć coś dobrego. I nawet jeśli tego dobra jest niewiele to naszym zadaniem – tak przecież robił Jezus – jest dostrzeganie go w drugim człowieku. Wyciąganie i upublicznianie tego, co złe, przychodzi nam zwykle z wielką łatwością. No, może nie wszystkim, ale wielu postępuje tak, jakby z tego zrobili sobie na studiach jakąś specjalizację. A w wielu przypadkach zdaje się to zdolność wręcz wrodzona. Ale nie to jest naszym zadaniem. Trzeba nieraz trochę zabawić się w detektywa i poszukać w drugim człowieku dobra. Im trudniej je znaleźć, tym potem większa satysfakcja, gdy się je odkryje.

A książkę polecam. Wiele mądrych rzeczy można z niej wyczytać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.