Zwyczajnie czuję się tam potrzebny…

Wybaczcie mi tę ciszę… Ostatnio sporo się dzieje. Pewnie nie tylko u mnie. I pewnie nie tylko mnie czas pędzi jak szalony. Nie tak dawno szliśmy we Wszystkich Świętych na cmentarze, a dziś patrzę na kalendarz i oczom nie wierzę – 10 listopada. I już dziesięć dni bliżej do emerytury ;).

Dziś jest mi jakoś… smutno. Tak, chyba smutek to dobre słowo. Rozwaliła mnie dziś jedna z moich klas. W liceum przerabiamy ładnie brzmiący temat: ,,Zrehabilitować cnotę czystości.” Temat bardzo ważny, potrzebny i – jak łatwo się domyśleć – bardzo delikatny. Szczególnie w tej grupie wiekowej. W jednej z klas zaczęliśmy podawać przykłady tego, co uderza w cnotę czystości. Wymieniliśmy całkiem sporo grzechów łamiących szóste przykazanie. Kiedy jednak doszliśmy do tematu pornografii zaczęło się robić… gorąco. Kilka osób – bardzo otwarcie i zdecydowanie – zaczęło negować fakt, że pornografia łamie jakieś przykazanie. Słuchałem tego z coraz większą uwagą i chyba tylko cudem udało mi się ukryć zdziwienie tym, co niektórzy na ten temat mówili.

Skoro niektórzy z was nie przyjmują faktu, że pornografia jest złem, to odpowiedzcie sobie na pytanie o to, czy chcielibyście, żeby w takich filmach zagrała kiedyś wasza siostra albo wasza córka? – zapytałem licząc, że nieco ostudzę atmosferę.

Każdy człowiek jest wolny. Jeśli moja córka chciałaby w takim filmie zagrać, to ja nie miałabym nic przeciw temu – usłyszałem w odpowiedzi i… prawie się przewróciłem.

Nie, nie zdenerwowałem się na nich. Ani trochę. Daleki byłem też od jakiejkolwiek irytacji. Cierpliwie i konsekwentnie (a zauważyłem, że Pan Bóg daje mi w takich sytuacjach jakiś wielki spokój wewnętrzny i zewnętrzny) pokazywałem absurdalność myślenia tych, którzy w imię źle rozumianej wolności byliby w stanie zgodzić się na to, by ich własne córki…

No właśnie – wolność. W Ameryce postawili kiedyś Statuę Wolności. Dobrze by było, gdyby postawili tam jeszcze Statuę Odpowiedzialności. Dla przebudzenia tych wszystkich, którzy słowo ,,odpowiedzialność” zepchnęli już do Słownika Wyrazów Obcych.

Cieszę się, że uczę właśnie w takiej szkole. Że uczę młodzież, która (w części, bo – oczywiście – nie wszystka) zachłysnęła się już źle rozumianą wolnością. Wolnością bez odpowiedzialności. Po takich jak ta dzisiejsza katechezach cieszę się jeszcze bardziej. Widzę, jak wiele mam wśród tej młodzieży do zrobienia. Bo to jest naprawdę fantastyczna młodzież. Tylko troszkę zwiedziona przez ten dziwny świat. Ale walczymy. Walczymy o ich dusze i serducha. Dla Jezusa. Ja zwyczajnie czuję się tam potrzebny.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.